Stoje na przepaści swojego umysłu i spokojnie patrzę jak moje wspomnienia rozrywają się, jedno za drugim. Zostają pożerane przez boga, który zajmuje ich miejsce. Powoli zaczynam odczuwać pustkę, która nasila się z każdą sekundą. Z ostatnim obrazem po moim policzku, zaczynają spływać łzy. Jestem pusta, bez wspomnień, przeszłości. Najgorsze jest uświadomienie sobie, że nie wiem kim jestem i wtedy gdzieś w mojej głowie rozlega się szept, bóga który stał się częścią mnie. Na początku nie rozumiem jego słów, otumaniona stratą siebie. Wtedy w mojej głowie pojawia się On i pomaga mi odnaleźć nowe wspomnienia .
Parę godzin później.
Wszystko działo się szybko , przybyła do mnie zakapoturzona postać i bez słowa zabrała mnie do miejsca, zwanego klasztorem. On wyjaśnił mi co to za miejsce i do czego jest przeznaczone. Wpatrywałam się w olbrzymie wrota budowli noszącej się w powietrzu. Postać która mnie tu sprowadziła bez słowa wskazała mi wejście. Posłusznie szłam za nią rejestrując każdą rzecz z osobna z jakiegoś powodu, znałam ich zastosowanie i nazwę. Prowadzi mnie przez ogród gdzie że zdumieniem stwierdzam że widać niebo. Nie mogłam się długo nim nacieszyć ponieważ zaraz znów zostałam wprowadzona do budynku. Nagle uświadamiać sobie że nie mam kontroli nad nogami prostu idą same z siebie. A gdy chce się odezwać moje usta nie wydają żadnego dźwięku. Po paru minutach staje przed drzwiami z numerem 3. Postać otwiera mi drzwi i odchodzi. Mimo woli moje nogi same prowadzą mnie do środka.